poniedziałek, 8 listopada 2021

TANIEC



Dla Basi i Sławki, znanych mi tanecznic…

Taniec to ekscytacja, poryw ciała, zatracenie się w muzyki szaleńcze, czy rzewne tony, wyzwolenie duszy w płynnym, słodko brzmiącym, królu walcu, tangu nabrzmiałym od miłosnych uniesień, erotyzmu, niewysłowionych tęsknot, z posmakiem zdrady, czułości. 
Taniec unosi nas na falach muzyki do nieba bram. To gracja ciał, elegancja ruchów, rytm, zgodność kroków, ufność z partnerem stanowiącym jedność dwojga ludzi na parkiecie. Lekkość ciała i duszy, ulotność, całkowite zgranie się, oddanie dźwiękom, ruchom dwojga w takt muzyki na deskach sceny, ziemi, czy parkiecie. 

Uwielbiała tańczyć od dzieciństwa, zaczęła w podstawówce na potańcówce w szkolnej świetlicy, z chłopakami szurającymi butami niezdarnie i wstydliwie. Nie opuściła żadnej zabawy w gimnazjum. Na balach w Krakowie wyzwolona z codzienności, nauki, z młodzieńczą werwą rzucała się w taniec, z którego uwalniał ją świt. Uwielbiała sylwestry w rodzinnym mieście, na jeden umówiła się z trzema młodzieńcami, żeby jej nie zabrakło partnerów do hulania. Przebalowała noc z czwartym, tamci się obrazili. Rwało ją do tańca jak kanię do wody. Boso, w koszuli, czy balowej sukni nęciły ją dźwięki tanecznej muzyki. W jednej, białej, koronkowej sukience, uszytej przez domową krawcową – w której potem brała ślub – i w czarnych szpilkach przetańczyła wiele lat. W krakowskim klubie bawiła się przy dźwiękach rock and rola w każdy czwartek. Szerokie spódnice fruwały pod sufitem, ujawniając majtki, aż dziw, że nikt nie połamał kości, nie nosił na temblaku rąk. Rozpierała ją młodość, żywioł do tańca rwał. Jedną noc sylwestrową przetańczyła boso, bo ją „piekły” buty, zraniła nogi. Lekarka załamała ręce i przepisała jej dwa tygodnie zwolnienia od pracy. Tutaj ktoś ją wodził na taneczne uczty do klubów, prawie w każdą sobotę, w dni powszednie nad ocean, miała dosyt słonej wody, wiedeńskiego walca też.

 Nieśmiała, wstydliwa, stawała się szalona w tańcu. Taniec to sztuka, finezja, piękno muzyki z gracją ciała. Wyraża duchowe doznania, wyzwala, porywa w inny, dziki, cudowny świat. Ludzie bawili się w czasach wojen. Tańczyli do upadłego. W dźwiękach muzyki i tańcu gubili frustracje, lęki. W tańcu, który łagodzi obyczaje, ucisza, uspokaja i  w trudny dla nas czas. czyni życie łatwiejszym do przetrwania,.


niedziela, 24 października 2021

Skrajności



Siedzę na werandzie, spoglądam na palmę w słońcu, wiosenne kwiaty, słyszę chiński dialog sąsiadów, macham ręką odjeżdżającej samochodem Arabce i myślę, jaki skomplikowany, a zarazem prosty jest człowieczy los. Życie, to same przeciwieństwa toczące się na obydwu półkulach, pomiędzy lodowatymi biegunami, którym niedane jest dotknąć równika ziejącego żarem zdolnym roztopić lód i ciała chłód. Ogorzały od słońca Afrykańczyk, w zetknięciu się z Eskimoską omotaną w futra, zamarzłby pół nagi. Jego zakochane serce by zlodowaciało, jej w tropiku by zemdlało, miłość przetrwałaby szok? 

Ziemia dzieli się na zielone niziny, kwieciste łąki, pola, skaliste góry siejące wyzwanie dla odważnych wspinaczy, pragnących się wdrapać na ich szczyt. Strachliwym na widok myszy staje serce, ciemność, wysokość, przerażają ich. Na wojny szło ochoczo wielu, z musu, lub miłości do Ojczyzny, za którą oddawali życie i krew. Tchórzliwi bali się, za ucieczkę groziła im kula w „łeb”. Prawdomówni, przyznają się do winy gryzieni sumieniem, lub ze szlachetności. Kłamliwi nie wahają się, patrząc prosto w oczy, łgać. Dobro skłania do miłosiernych uczynków, pomocy bliźniemu, współczucia. Zło rozsiewa grozę wokół, mąci, mataczy, znajduje przyjemność w pastwieniu się, depcze słabszego, który nie umie obronić się. 

Zasiedziali konserwatyści przestrzegający tradycji, przywiązani do miejsca, sąsiadów, lasu, nie wyściubią nosa poza własny dom i gród. Brat wiercipięta żądny przygód, znudzony codziennością, wyrywa się z plecakiem w daleki świat, trudno mu założyć rodzinę, dom. Łatwo się wzruszający, na skinienie palcem, krzywe spojrzenie, smutną opowieść wylewają rzewne łzy. Twardziele, choćby ich smagano batem, nie dadzą poznać, że cierpią, „zatną” się, a potem zemszczą. Niecierpliwi się niepokoją, chcą mieć wszystko od razu, na wyciągnięcie ręki. Cierpliwi, przetrwają życiowe dokuczliwości, mozolnie zbierając grosz do grosza, dojście do celu zajmie im wiele długich lat. 

Ci pośrodku, pomiędzy „biegunem”, a „równikiem”, skrajnościami, a codziennością, może żyją „normalnie”, w miarę spokojnie i rozważnie, krok po kroku, pchają do przodu świat. Każda żywa istota ma swoje miejsce na tej ziemi. Chce, czy nie, niezależnie od charakteru, upodobań, musi odcierpieć swoje w życiu, walczyć, lub dostosować się. Kuleć, potykać się, kłócić, cierpieć, śmiać się, kochać, chwilami szczęśliwymi być. Naszą niecną, lub zacną działalnością, urządziliśmy sobie życie na tej pięknej naturą i ładem planecie i takie, pełne skrajności, jeżeli natura nie ukarze nas za brutalną ingerencję, będziemy, „zwyczajni”, czy skrajnie różni, nadal wieść…







środa, 15 września 2021

WOLNOŚĆ 9 września 2021


 

Wolność, gdzie jesteś? Uciekłaś obrażona kłamstwami, schowałaś się w niebiańską przestrzeń, ukryłaś przed naszą nikczemnością, czy zatrzaśnięta jak ptak w klatce umierasz za progiem zniewolenia bram? Szukam Cię, tęsknię za Tobą niepomiernie, błagam wróć, bo pamiętam spędzony z Tobą piękny życia czas. Beztroskie dzieciństwo bez maski, „wylatane” po sosnowym lesie, strzałki, rower, hałaśliwą szkołę z rówieśnikami, pełną śmiechu, zabaw, nauki i psot. Ślub, bez ograniczeń gości bawiących się, pijących, ucztujących, tańczyła z nami cała knajpa, bo to był w moim życiu jeden z najpiękniejszych dni. Jak urodzenie dziecka, które bez doktora na telefon, z odwiedzinami krewnych, swobodnie przyszło na ten piękny w naturę i wolność, świat. Do pracy szłam na piechotę, kawał drogi, śpiewając pod nosem, bez strachu przed kontaktem z pacjentami, którzy odwiedzali nas. Odejście Taty opłakałam na cmentarzu, z Rodziną i liczną grupą żałobników żegnających Go. Mogłam wejść do samolotu bez „certyfikatu”, zwiedzać i podziwiać świat. Przytulać się do dzieci, ludzi, spacerować, nikt godziny na wędrowanie, będące moją życiową przyjemnością, nie wytyczał, ani kilometrów nie wydzielał mi. Tańczyć, pić, bawić się w klubie, pubie, włóczyć się po nocach, smażyć się na plaży nad oceanem, mogłam beztrosko spędzić dzień, czy noc. Przyszłam na świat wolna, zapisywanie swej bytności w marketach, laboratoriach, na poczcie jest żenujące. Odziera mnie z prywatności, kontroluje każdy codzienny czyn, czy krok. Żyłam na swój własny styl, smak, potrzeby, upodobania. Byłaś moja, własna Wolność, przynależna mi jak powietrze, ziemia, woda, chleb. Bez Ciebie się duszę spętana restrykcjami, których nikt na całym świecie nie ma prawa narzucać mi, ani odebrać cię. Jesteś nam dana urodzeniem, niezbędna, przypisana jak genowy kod. Bez Ciebie nie daje się żyć. Wolność, wróć do nas, proszę, przebij mur ludzkiej pazerności, arogancji, manipulacji nami, kłamstw. Bez Ciebie świat się unicestwi, zaprzepaści, zginie. Wyrwij się z niewolniczych pęt i na skrzydłach aniołów odwagi pospiesznie do nas wróć. Uleczysz choroby, złagodzisz ból, ludzkie cierpienie, przygasisz strach. Nasi przodkowie przelewali za Ciebie krew. Nie chcesz chyba na świecie wojen, krzywdy i łez?
 

 


ROLE 22 sierpnia 2021


 

Różne, dzikie pomysły przychodzą do głowy w ten niespokojny, szalony, niszczycielski, covidowy czas. Jak tu grać swoją życiową rolę w zniewoleniu, czysto i uczciwie, gdy inni decydują za nas, musimy tańczyć, jak zagrają nam?
Życie, to rola indywidualna, „przypisana” do odegrania na jego scenie każdemu z nas. Niedosyt w skrypcie uśmiechów, za to ocean dramatów i łez. Z płaczem się rodzimy na jego scenie, przewidując cierpienie i ból? Łagodzi je bezwarunkowa miłość matki, czułość rodziców rozgrywa się w nim aż po śmierć. Niektórych sieroctwo odziera z tej miłości, dlaczego? Tego nie wie nikt. Talenty przydziela niewiadoma w genach powściągliwie, bo jednym w szkole pozwala bez mrugnięcia okiem rozwiązywać matematyczne „łamigłówki”, drudzy niezdolni są policzyć do dwóch. Trzecim w tekstach pisanych od błędów roi się. Bywa, że sprytem, kłamstwem, łokciem niektórym noga wespnie się po drabinie kariery na sam polityczny, czy inny szczyt. Bojaźliwym, płaczkom brak wiary w siebie utrudni odegranie wielkich, „światowych” ról. Hojnie obdarzonym inteligencją, wrażliwym, kieliszek, prochy, kasyno, czy zdrada kochanka potknie nogę, uśpi rozum, nawet proste teksty roli umkną z pamięci w ciasny umysłu kąt. Nierzadko tępy, bezwzględny z zasypiającym łatwo sumieniem odegra rolę bohatera, śmiałka, szczując jednych drugimi, wślizgnie się na podium sceny, Oskara w kieszeni ma. A my, przeciętniacy, przyzwoici, średnio prawni, moralni, z sercem, szacunkiem dla bliźniego, odgrywamy z mozołem swoje role jak umiemy i jak nam pozwoli wydarzeniami, los. Raz wygramy na loterii życia wielką stawkę, lub parę groszy ugramy na boku. Innym razem zakochamy się krocząc po życia drodze, trzymamy w garści szczęście przez parę ładnych lat. Urodziny dziecka ukoi wszystkie trudy i potknięcia nękające nas przez długi czas. W małej roli upijemy się z tęsknoty za swoimi i dręczy nas sceniczny kac. W antrakcie wyjdziemy za mąż, w welonie, uszczęśliwieni, powiemy tak. Może się rozwiedziemy po wielu burzliwych latach, „odegramy” zdradę. Trafi nam się w „sieci” ścieżek z rolami upragniona podróż egzotyczna, czyjś uśmiech, wyjątkowy fart. Płacz sam się zagra, gdy żałość, smutek, brak słońca na niebie, beznadzieja za kulisami ogarnie nas. W końcu spełnimy, odegramy mizerne, przegrane, czy wielkie aktorsko - życiowe role, przyjdzie nam zejść ze sceny w ostatni akt. Kurtyna zamknie się za nami, ucichną brawa, gwizd, zgiełk. Może na zawsze pozostaniemy w czyimś sercu i pamięci? Marmurowy pomnik, czy usypana z ziemi mogiła nie oceni przecież, jak kto z nas życie „grał”?

 

LOS 12 sierpnia 2021


 Los się nie “trzyma” planów, ustaleń, schematów, płata figle szykowi wydarzeń, gra na nosie oczekiwaniom, nie tańczy jak mu tu, czy tam zagrają, gubi rytm i rym. Jednemu podstawi teściową z samego dna piekła, innemu ześle sielankę. Drugiego ubierze w żałobę wtedy, kiedy mu najbardziej źle, z dziurawego dachu kapie mu na głowę deszcz. Kogoś obdarzy urodą niepospolitą, zapomni dodać do niej błyskotliwy mózg. Pospolitemu wciśnie wielki talent, który niewsparty pracą roztopi się w kieliszku wódki, lub ściśnięty strachem zmarnuje się. Bywa, że przyśle ci zadłużonego księcia z mrocznej bajki, którego przyjmiesz z desperacji, lub pokażesz mu drzwi. Los jest nieprzewidywalny, nie zagrasz w jego karty, nie zmienisz koszulki danej ci do kołyski, koloru skóry, genów, co cię pchają w późniejszym wieku do kasyna, odciągają od nauki, lub wabią na szczyty wielkich gór. Nie ma jak się z chichoczącym losem kłócić, pozwać go do sądu. Można go przeklinać, prosić, się buntować, ale co to da, on głuchy na wszystko jest. Co nam, graczom w tej życiowej, ustalonej gdzieś w przestworzach loterii pozostaje, przekupienie nie wchodzi w grę. Przyjąć to, spożytkować, co nam było dane, najlepiej jak się tylko da. Dach da się pokryć papą, urodę wspomóc „korektorem” i tak przeminie z czasem, bo krótko trwa. Radować się przyrodą, zielenią trawy, kochać kogoś może przecież każdy z nas. Na nizinach wabią barwne kwiatami łąki, rzeka, rosochate wierzby. W lesie brzozy, sosny się kłaniają, zaprasza do spoczęcia mech. Praca nie hańbi, więc ją wykonujmy najlepiej jak się da. Sprzeciwić się głupocie, podłości, obronić słabszego nie zaszkodzi, wręcz uszlachetni nas. Przyda się nie ulegać złym wpływom, bo nas doprowadzą w ciasny, z zakratowanym oknem, kąt. Potknąć się, „zgrzeszyć”, zdarza się każdemu z nas, życie przecież tyle pokus ma. Dobro czynić, uśmiechać się jest wskazane, otwiera nam serca dla bliźniego, łagodzi obyczaje, stwarza pomost do bliskości, której potrzebuje, pragnie chyba każdy z nas. Żyć normalnie, lub poszaleć, jak kto lubi, co kto woli, na co mu pozwoli kieszeń, przyzwoitość, sumienie nie oburzy się. Na przekór losowi przez własne życie z godnością, swoim krokiem i upodobaniem przejść. Starać się nie zmarnować danego nam czasu, nie cierpieć, nie żałować, bo kto wie, co nas tam czeka za niebieską bramą, która na zawsze zatrzaśnie się za każdym z nas?


 

PRZYWITANIE AUSTRALII


 2t osiersptcnia  2021

gfe

Przyjechałam tutaj po wytchnienie od życiowych tarapatów, zrzucenie pęt, które mnie więziły, gniew i niemoc dusiły, wolność czająca się za horyzontem wabiła jak rozbitków wyspa. Zachwycił mnie tutaj ten przepastny, otulony szumiącymi bezustannie oceanami, zarośnięty eukaliptusowym, omdlałym od słońca buszem, budzony śpiewem rajskich ptaków, wiecznie zielony, kwitnący bezzapachowo, wielbiony przez tubylców, potomków pierwszych, skazanych osadników, ląd. Ziemia twarda, gliniasta, czerwona, rodząca obficie pszenicę, kryjąca w swoich czeluściach bogactwa, złoto i wszelki, wielce użyteczny „złom”. Słonko mnie poparzyło dokuczliwie na dzikiej plaży, na drugi dzień. Złośliwym chichotem zwabiła do parku kookaburra, rudemu kotu grała na nosie bezkarnie, polna mysz. Wolność wisiała w powietrzu darmowa, rozległa, nieprzekupna, karmiła naturę, żywe stworzenia obficie, każdy jej miał ile chciał. Słowa nie znały cenzury, wierzenia były tabu, szacunek należny im. Wybory własne, każdy osobnik swoje zdanie miał. Przez kable płynęły swobodnie teksty, muzyka, każdy swoją rolę spełniał bez napięcia, przymusu, bo ją dobrowolnie grał. Niezadowolenie wyrażane głośno nie wzbudzało lęku. Można było zastrajkować w czasie lanczu, w sądzie, człowieka słowo miało wiarygodność. Policjant uprzejmie ostrzegał, „rurę wydechową zmień, mate”. Z klubu odwiózł do domu „służbowy” samochód, „wstawiony” po ulicach nie plątał się. Urzędnik poczekał aż usiądziesz, wysłuchał, załatwił sprawę. List dostawał odpowiedź, słowo pisane liczyło się. Raj na ziemi, w błękitno – morsko – słonecznym tle. Dziękowałam Opatrzności za ten ziemski dar, który przyznała, darowała mi. Teraz jestem „uwięziona” w przyjaciół domu, maski mnie uwierają, wchłaniam własne wydechy, ogranicza mi się pole istnienia. Izoluje od bliźniego, zawęża kontakt z rodziną, narzuca, w imię, czego? Gdzie mi wolno, lub nie mogę iść? Strach za rogiem, z najeżonym włosem czai się. Gdzie się podziałyście, swobodo, wygodo, kulturo? Dałyście się pokonać arogancji, zakazom, nakazom, zamiast usiąść przy okrągłym, lub kanciastym stole i przyjaźnie, z szacunkiem, dać wolności należnej każdemu człowiekowi, wstęp? Mówią, że wszystko się kiedyś kończy, czyżby i moja wędrówka po tym cudownym świecie się pogmatwała, pogubiła, czy nastały dla wolności końcowe dni?
 

 

SIOSTRY

 

Trzy siostry, a każda inna. Łączyła je miłość do rodzinnego domu, gniazda, miasta, rodzeństwa i szumiącego lasu, który związany był z ich życiem na „mur”. Muzyka Cajmera usypiała je w dzieciństwie nocą, do tańca porywał je przysłowiowy, wygrywany na grzebieniu walc. Najstarsza, dumna brunetka, niedająca sobie w kaszę dmuchać, piękna przywódczyni „stada”, walczyła z ludzką krzywdą, biedą, niesprawiedliwością. W Jej domu można było się wypłakać, ogrzać, zjeść, dzieliła się kromką chleba, gdy nie miała dwóch. Tworzyła niepowtarzalną atmosferę w domu, uczyła dzieci polskiego, pisała poezje, umiała upichcić z niczego coś, placek na poczekaniu, nawet bez jajka, piekła jak nikt. Wyszła za mąż nie mając siedemnastu lat, owdowiała za wcześnie, oszalała z bólu przeklinała los, który Jej odebrał Go. Jej wrażliwe serce, tak młodo, na obczyźnie, nocą, w samotności, przestało bić.
Ta Najmłodsza z sióstr, filigranowa blondynka o niezłomnym charakterze, modlitewna, znosiła do domu bezpańskie koty, psa, jeża, z pięściami ruszyła pod bat woźnicy broniąc konia niezdolnego pociągnąć przeładowany wóz. Za bary wyrzuciła z klasy dryblasa ucznia, który jej przeszkadzał w lekcji, a potem kłaniał się Jej w pas. Pijaka, który chciał od niej kupić wódkę nocą myląc jej drzwi z meliną, wypchnęła za próg. Nie odmówiła pomocy potrzebującym, pomagała się podnieść „upadłym”, chociaż nie roniła łez na kiwnięcie palcem, miłosierdzie pod właściwy adres kierowało Ją. Z umysłem jak brzytwa rozwiązywała najbardziej zawiłe zadania w mig, które bez wahania dawała ściągać każdemu, kto chciał. Gotowała najlepszy bigos i zupy, kochała taniec i film. Umiała słuchać, pocieszyć, postawić do pionu też.
Ta Średnia, co bała się panicznie myszy, tłumu i ciemności, skromna, cicha, nieśmiała chorobliwie marzycielka, chowała się przed bólem, krzykiem, biciem w najciemniejszy, jej tylko znany, kąt. Dziwaczka, chowała listy, stary szalik, muszle do szuflady, kotlety do tatowych butów, na potem, krzyczała wniebogłosy, gdy trzeba było głowę myć. Wielbiła słuchać opowieści o duchach, ludzkich losach, tajemniczych miejscach. Placki ziemniaczane i zupy mogła codziennie jeść. Mała, chuda, bladolica marzyła o zwiedzaniu świata, co spełniło jej się jak proroczy sen. Jesienią, sama, jeździła po Europie, podekscytowana, podziwiała cudności architektoniczne i naturę osobliwą, ludzi, ich obyczaje poznawała na migi. Potem statki, morza, oceany pokochała za ich ogrom, siłę, w pamięci zapisywała drobnym druczkiem każdy ląd i poznany z bliska, świata kąt.
Najmłodsza zakotwiczyła się w rodzinnym „gnieździe”, z lasem, grobami bliskich, historią, wspomnieniami z Pięknej, kasztanem, który wyciął ktoś. Brunetka, Najstarsza, usadowiona „za miedzą”, u niej znajdowała namiastkę Domu, wsparcie w trudnych czasach, wyznania rozmowy, „biesiady” ciągnęły się długo w noc. Średnia, stęskniona za Rodziną, dołączała do nich w każde Święta, dla wytchnienia, nabrania wiatru w skrzydła, lasu, te spotkania dla niej to był rodzinnej miłości i bliskości szczyt. Cudne spacery głowaczowskim lasem, były „gwoździem” programu dla trzech sióstr. Teraz już się nie spotkają, Najstarsza dawno odeszła za kres horyzontu, W sercu Średniej wciąż miłość siostrzana się tli. Spogląda na statki leniwie dryfujące po oceanie, warkot samolotów na błękitnym niebie tworzy złudę odlotu do rodzinnych stron.
Najmłodsza wciąż trzyma siostrzany front, może czeka, ma nadzieję, że u niej, tam, daleko, gdzieś, na ziemi, czy w niebie, we trzy znów spotkają się?


wtorek, 14 września 2021


 Siedzę umoszczona na kanapie, w samo południe, przytulam się do przenośnego kaloryfera, bo klimatyzacja zawiodła, zepsuła się. Za oknem zielono, pochmurnie, igra, przepycha się ze słonkiem, deszcz. Wiatr huśta się na liściach palmy, zwanej słoniowe uszy, wciska się szparami na werandę, jak oparzony klaustrofobią wyrywa się ze świstem z niej. Czuję się zniewolona, chociaż na ulicę, do pobliskiego parku na ćwiczenia, mogę wyjść. Nie znoszę maski, duszę się w niej. Wolność ograniczona restrykcjami, ludzkim opętaniem, okrucieństwem, sprzedajnością, pragnieniem władzy nad światem, kurczy się, jak zawładnięty mrozem, samotny liść. Odarty z prywatności, nagi, jak na szachownicy pionek, niezdolny wyrwać się z rąk grającego nim. 

Myślę, liczę, co mi jeszcze pozostało? Wiara przez lata utarczek z brutalną rzeczywistością, osłabła, posiniaczona, straciła ostrość, potknęła się, przymknęła ślepnące oczy, zmęczona, gdzieś w zakamarkach serca, schowała się. Szeptem mi się odgraża, że powróci, jeszcze nie poddała się. No, to się łudzę, robię, co mogę. Serce wciąż jest zdolne kochać bliskich, ludzi, lubić kota, psa. Pomóc, choćby tym przepraszającym za istnienie, pozbawionym łokci, bezczelności, zagubionym dzieciom dodać odwagi, słowem, radą stawić czoła trudnościom, pokonać bezsilność, lęk. Pozostały mi książki, łapczywie czytane nocami. Drzewa, przemawiam do nich, obejmuję je, czerpię z nich odrobinę wytrwałości, pokory, cierpliwości, z ich trwania przez setki lat. Trawa zimą wciąż się zieleni na podwórku, spoglądam na kwiat chińskiej róży, morwę, która zielone owoce już ma. Psią mamę bawiącą się z malcem u sąsiadów, nieznany mi z nazwy, kwiat. Raduje mnie słońce niezawodnie zachodzące czerwienią za parkowe szczyty drzew, boisko. Uśmiecham się życzliwie do napotkanych po drodze ludzi, wdaję się w pogawędkę, gdy zaczepią mnie. Łagodzi mój niepokój kojący szum oceanu, odwieczny taniec szmaragdowych fal. Muzyka się nie starzeje, nie poddaje nikomu i niczemu, śpiewa, płacze, tańczy w takt rzewnych, lub skocznych nutek, dźwiękami rozlega się dookoła, nawet w ciszy można słyszeć ją. Czas mija nieprzerwanie  (boję się, że go trwonię), nie wraca, nie przystaje, aby odpocząć, jest głuchy na to, co dzieje się. Natura nie traci piękna, jej istnienie, pory roku, porządek, nierozerwalnie związały się z nim. Nadzieja, wciąż się plącze w nas, szturcha wiarę w ludzkim sercu, aby obudziła się. To jest pocieszające. Ziemia wciąż się kręci, czeka, aż my się opamiętamy, powstrzymamy od zguby, uczynimy go normalnym, lepszym, nie pozwolimy, aby zwariował do reszty, wykoleił się, czy zginął, ten nasz znany, stary, piękny świat.




Życzenia...

 



Życzenia, to słowa, ciepłe, serdeczne, pełne treści, lub obojętne, zdawkowe, składane komuś twarzą w twarz, pisane, słane ku adresatowi, rzucane w przestrzeń, których część na falach eteru, papierze, poniesie wiatr, listonosz, samolot, lub tylko niewypowiedziana myśl. Niektóre dotrą tam, gdzie trzeba, Bywa, że wiatr je postrzępi, poszarpie, pokropi deszcz, czy łza. Inne wyblakną, pomylą adres, utkną gdzieś w zaułku, ich wartość, głębię, serdeczność osłabi mijający pospiesznie, bezwzględny, niemożliwy do zatrzymania, uchwycenia, uwięzienia, czas. Te, słane przez rodziców dzieciom, nabrzmiałe miłością bezwarunkową, troską, nie splamią się fałszem, są czyste jak łza. Składane kochankom, gorące, spragnione, czas może ostudzić, mogą ulec innym, zmienić adresata, rozmienić się na drobne. Rzadziej trwać, gdy skroń posiwieje, przybędzie im zmarszczek i lat. Wyznawane przez dzieci, rodzicom, „matuniu, mateńko, wyjrzyj na próg chaty, to ci dam, to, co mam, buziaka i kwiaty”, są najpiękniejsze, wyciskają nam z oczu łzy szczęścia. One też mogą się potknąć gdzieś na korzeniastych ścieżkach życia, schować, osłabnąć, zgubić krok, ale zwykle wracają tam, gdzie rodzinna, najsilniejsza w życiu więź. Te fałszywe życzenia, z podtekstem ukrytym w myślach może zranią. Obojętne, zdawkowe, chłodne i poprawne się przyjmie, bo taka już ich „uroda” jest. Życzenia ciepłe, okraszone uśmiechem, dotykiem ręki, czasami pocałunkiem, uściskiem, składane z potrzeby, ochoty, lubienia, mówione, pisane, czytane, swojskie, sąsiedzkie, przyjacielskie, zawsze dotrą tam, gdzie ich miejsce jest. Spełnią się, lub chociaż uradują, pocieszą, uczynią piękniejszym solenizanta dzień. One są prawdziwe, ludzkie, płynące z naturalnej potrzeby obdarowania nimi bliźniego. Zatem życzmy sobie jak najlepiej, najczęściej, najserdeczniej, z okazji i bez powodu, to nas zbliży, umili życie, pocieszy. Wszystkim życzę zdrowia, pięknego urlopu, wakacji, słońca i zgody, szczególnie teraz tak potrzebnej nam…



sobota, 24 lipca 2021

Fajnastrona.pl o "Pamiętniku" - recenzja

 


Czytam wiele książek, głównie kryminałów i ciężkich powieści. Jakiś czas temu miałam jednak przyjemność zatopić się w lekturze, która jest zdecydowanie inna. Może Wam też powinna wpaść w ręce?

„Pamiętnik” Lucy Lech, bo o nim mowa, jest książką wyjątkową: świeżą, nastrojową, ciepłą, osobistą, autentyczną i nietuzinkową. To pozycja, która pozwala spędzić miło czas, zanurzyć się w refleksjach i wspomnieniach autorki oraz zatopić się w innym świecie – odkrywać go, przyjmując czyjąś optykę. Dobrze nastraja. To jednak nie wszystko. Lektura prowokuje do własnych przemyśleń i zachęca do spoglądania wstecz. Lubię.

Książka Lucy Lech to pozycja uniwersalna. Pasuje do leżaczka i palącego słońca, jak i kocyka w czasie jesiennej szarugi. Spodoba się zarówno czytelnikom młodszym (lubiącym sentymentalne, niespieszne klimaty), jak i starszym (którzy wiedzą, czym jest nostalgia i żal za tym, co minęło).

„Pamiętnik” czyta się ją jednym tchem, od deski do deski, ale myślę, że świetnie smakuje dawkowany, odkrywany kawałek po kawałku. Jak to możliwe? Cóż – Lucy Lech to potrafi. Bardzo ją lubię i cenię za pióro, wrażliwość, sposób patrzenia na świat oraz sposób ujmowania rzeczywistości w słowa (oczywiście, że przeczytałam jej wszystkie książki).



Co o „Pamiętniku” mówi jego autorka?


Zapisałam w nim wspomnienia o bliskich mi ludziach, którzy dawno już odeszli na tę nieznaną nam stronę i tych, co pozostali, są daleko, zajmują ciepłe miejsce w moim sercu.

Wyjawiam w Pamiętniku moje pragnienia, tęsknoty, skryte myśli, uwikłana pomiędzy rodzinną ziemią z sosnowym lasem i tą odległą, dzielącą nas oceanami. Piszę o różnicach, obyczajach tu i tam, osobliwościach natury, którą się zachwycam. Ujawniam swoje duchowe doznania, sercowe rozterki, słabości, dopusty, czy łaskawe poczynania losu.

Zostawiam na kartkach papieru ślad swojego życia. Pewnie chwilami zanudzam, zasmucam, gniewam czytelników, a może pocieszam, śmieszę?

Lubię ludzi, naturę, taniec, muzyka mnie porusza, koi, wycisza. Boję się myszy i ciemności, zresztą, sami przeczytacie, jaka ze mnie słaba, cicha, nieśmiała istota, przyjazna dobru, chyba nieco zagubiona w tym zawiłym teraz świecie…” FB autorki
(...)



Więcej na stronie: www.fajnastrona.pl