Już chciała spytać, a gdzie była matka?, ale ją ubiegł.
- To właśnie ją pierwszą chciał zbawić, uratować. Po drodze zapominając o mnie, sobie i normalnym, ludzkim życiu.
Jak nigdy nikomu dotychczas, opowiedział jej całą swoją pogmatwaną historię rodzinną. O tęsknocie za matką, którą czuje do dziś. O samotności, strachu, odrzuceniu i zazdrości.
- Miałem wtedy może sześć lat, prawie jej już nie pamiętałem. Przywiózł ja do domu ojciec, wieczorem. Wprowadził trzęsącą się, wychudzona, brudna. Popatrzyła na mnie szklistymi, zaczerwienionymi oczami, ale wcale mnie nie poznała, nie przywitała, nie odezwała się. Bałem się jej. Jak piesek zsiusiałem się w majtki, płacząc cichutko. Słyszałem z łazienki jej skowyczące błagania, aby ojciec dal jej coś, chociaż odrobinę, tylko ten jeden raz. To miało ja uspokoić, uratować. On się nie zgadzał. Najpierw tłumaczył jak dziecku, prosił, przekonywał.
Potem krzyczeli obydwoje, ale ona straszniej i głośniej. Babcia, czy opiekunka tuliła mnie w łóżeczku, a ja zatykałem rękami uszy, chyba niezdarnie, bo wciąż ich słyszałem. Rano już jej nie było. Uciekła w nocy i to było jeszcze gorsze, bo nawet mnie nie utuliła, nie dotknęła, nie wzięła na ręce, ani nie odezwała się. Tak jakbym dla niej nie istniał. Nie mogę jej tego zapomnieć, ze mnie zostawiła, ale wciąż za nią tęsknię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz