sobota, 24 października 2020

26 października



Spotkali się przy słupie elektrycznym, w samo południe, w Anzac Day. On w szarym krawacie i błyskiem w niebieskich oczach przedstawił jej się pięknie. Ona podała mu fałszywe imię i nazwisko w razie, gdyby okazał się drań. Umył dla niej samochód i ostrzygł się. Ona miała mu wygarnąć coś o patriotyzmie, ale wycofała się. Zawiózł ją nad ocean i opowiadał, jak waletował w akademiku, żywił się darmową pomidorówką i jak chował w kieszeniach wyświechtanej marynarki stołówkowy chleb. Jak marzył o budowie silników do statków, ale zachorował i przepadł mu cały rok. Zamiast tego studiował gatunki gleby, chemię i klasyfikował grunt. Opowiadał, jak się upił z kolegą na polu ćwiartką wódki i zapalił pierwszego papierosa, mając jedenaście lat. Ona słuchała i patrzyła na wzburzone fale, żeby ukryć łzy. 

Potem przyjeżdżał po nią codziennie i woził na odległe, piękne plaże i smażył się w słońcu, chociaż wolał cień. Obserwował z nią kameleona w dzikim parku, koale i małe strusiątka. W domu otulał ją szczelnie kocem, całował, gdzie popadnie. Zamiast wypić z kolegami kielicha, tańczył z nią przez całą noc. Kupował jej żołnierskie wełniane skarpety, bo jej marzły stopy. Przenosił na rękach przez kałuże. Wiózł ją jak oszalały przez czerwone światła do szpitala, kiedy miała krwotok z nosa. Trzymał za rękę i nie dał się wyprosić, kiedy jej robiono skan głowy. Przeganiał humorem jej smutne nastroje i tęsknotę za córką. Umiał odpowiedzieć na każde pytanie, wyjaśnić, pocieszyć. Nawet spikerkę telewizji poprosił o pilne wysłanie zdjęcia, żeby fryzjer mógł ją ostrzyc na taki sam styl. Mówił, że ją kocha tak, jak nigdy nikt. Oddał jej całe serce, obrączkę, dom. 

Potem ich rozdzielono prawie na trzy lata. Dla niej świat zszarzał, zblakł, widziała go przez łzy. Tęskniła ogromnie. Czuła się jak strącona z nieba w samą otchłań piekła. W dłużące się noce łykała tabletki, aby zasnąć. Bała się wyjść z domu i patrzeć na ludzi. On walczył o nią jak Ci w Anzac Day. Kiedy przyjechała, objął ją na lotnisku i omal nie udusił. Chociaż był „twardziel”, w Afryce ryzykował życiem, rozpłakał się, nie wstydził się łez. 

Byli tak różni. On był towarzyski, wesoły, ją przerażał tłum. On skowronek zrywający się o świcie, ona sowa nieśmiała. Lubiła ciszę, jego czułość. Te niebieskie oczy i zachrypnięty od wieloletniego palenia, głos. Wieczorne rozmowy i milczenie we dwójkę. Tak dobrze im było razem. 

Kiedy zachorował, wpadła w rozpacz. To on ją pocieszał. Krył przed nią cierpienie i ból. W zimnym jak loch pokoju szpitalnym trzymała go za rękę i nieprzytomnemu opowiadała piękne wydarzenia z ich życia. Prosiła go, żeby jej nie zostawiał, nie odchodził, bo ona bez niego nie będzie umiała żyć. Ale tym razem jej nie uległ, może jej już nie słyszał, albo nie mógł? Kto wie? Tak bardzo Go brak. 

Jutro, w kolejną rocznicę odejścia zapali świeczkę na Jego grobie, przytuli, pogłaska zimny nagrobek, zapłacze z żalu nad minionym czasem i odejdzie z nadzieją, że może spotkają się „Tam”.






Książkę  PAMIĘTNIK kupisz w księgarni Bonito:

  https://bonito.pl/k-192173119-pamietnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz