Monika:
Dawno nie czytałam tak... dziwnej, a może intrygującej książki. Zaczyna się strasznie - długie i pokręcone zdania, sztywny styl, dziwny szyk, no męka. Ale zawzięłam się. Opłacało się, bo ze strony na stronę było coraz lepiej - autorka spuściła powietrze, fabuła sie rozkręciła, bohaterowie nabrali rumieńców, a ja oswoiłam pióro pani Lucy. Szłam jak burza - podobało mi się! Nade wszystko klimat - wiem, że lekko przesadzę, ale czułam sie trochę tak, jak podczas czytania "Traktatu o łuskaniu fasoli" Myśliwskiego. Może to za sprawą Stanisława, który dla mnie był postacią pierwszoplanową. Końcówka z kolei była już bardzo luźna (miałam wrażenie, że mi się druk rozrzedził:)), nieco naiwna. Chociaż... z drugiej strony życie potrafi napisać bardziej banalne ,a moze i właśnie bardziej nieprawdopodobne scenariusze.
Po drodze spotkałam kilka literówek, a książka wydała mi sie nieco nierówna, konstrukcyjnie niezgrabna. Nie było to jednak - o dziwo! - irytujące. Raczej szczere, świeże, uczciwe (można to podciągnąć pod autentyczność emigranckiego ducha, a i mam wrażenie, że nad książką nie pracował sztab ludzi, że jest to autentyk, nie produkt).
Recenzja: TU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz