środa, 22 lipca 2020

Ashbury, 21 lipca 2020 [Listy do Bordka, 7]


Rudy, wyblakły od nocnych harców kot wygrzewa się z białą kotką pod krzakiem azalii. Słonko leniwie się rozłożyło na krawędzi dachu, zuchwale zerka promykami w moje okno, nalega na moje cisnące się w tłoku myśli, aby je ubrać w słowa listu i wypuścić w świat. Zatem piszę, że każdy z nas wyraża swoje istnienie na tym świecie w swój własny, niepowtarzalny sposób. Odciska rysę w czyimś sercu, umieszcza w przestworzach zapach, cechę, wadę. W pamięci zapisuje ślad naszego istnienia, gest, upór, łagodność, lub twardość trudną do pokonania, pozostawia unikalny „kod”. Bycie sobą to wolność we własnej skórze, odczuciach, myśleniu, życiu. 
My byliśmy dość liczną Rodziną, blisko z sobą związaną, a każdy z nas inny był, czy jest. M. z charyzmą, przywódczyni „stada”, z gorącym sercem, niezłomnie walczyła z chamstwem, o prawa kobiet (o swoje nie musiała) i o dobro dzieci. Bałagan w szafie Jej nie przeszkadzał w tworzeniu cudownej atmosfery w domu, pieczeniu placka z jednego jajka, bigosu „cud miód”. Nie wahała się w poskromieniu pijaka, na tłumnym mężczyznami przystanku autobusowym, który przeklinał i awanturował się. Była królową w domu, wielbioną przez Jej męski klan. 
A nasz wojskowy wódz, M od samolotów, panicznie bał się burzy przez wiele lat. Od szybkich aut, adrenaliny, bardziej kochał tylko córki i Rodzinę. Wrażliwość go zmogła, wpędziła w depresję. Nigdy nie zapomniał swojego rodzinnego miasta, nie dał się oderwać od korzeni, chociaż czekał na niego wielki świat. Siła ze słabością szarpały się za bary w nim. Sarkastyczny humor z pobłażliwym uśmiechem pozwalały mu głupotę czyjąś znieść. Dla mnie był kimś wielkim, niepowtarzalnym, tęsknię za Nim, zostawił w moim sercu bolący ślad. Nasz starszy brat, R, to… żal ściska za gardło. Należy mu się słowny pomnik, chwalebny, osobny list, który napiszę w innym czasie, dzisiaj nie. Twoje „poczynania” to pękaty rozdział z naszego, burzliwego życia. Dzisiaj wspomnę tylko, że słowa nie i tak, nie zbladły, ani się nie zestarzały w Twoim słowniku, wciąż pełne treści i znaczenia są. Nie zapomnę tej zabawnej sceny na dziadka podwórku, gdy kogut gonił kurę, dopadł ją, Ty krzyczałaś, próbowałaś ich rozdzielić, kura się sprzeciwiała, podziobała Cię. Pewnie „mówiła” nie wtrącaj się. Wczoraj natknęłam się na to słynne zdjęcie, jak mi obcięłaś włosy w „ząbki“, tuż przy skórze, w Miernowie. Zanosiłaś się ze śmiechu, ja też, bo się nie widziałam w lusterku. Ludzie się za mną oglądali na ulicy, a Tata, gdy mnie zobaczył w domu, zapytał „zaciągnęłaś się do wojska, czy tyfus cię dopadł?” A ja, zamiast płakać, poszłam z chłopakiem na sylwestra. Ta „fryzura” na chłopczycę to był prawdziwy hit. Dziękuję Ci za trzymanie „fortu” i otwartych drzwi. Szkoda, że nie chcesz zobaczyć tej spalonej słońcem, australijskiej ziemi, zanurzyć nóg w oceanie, wejść w dziki, porośnięty eukaliptusami, zamieszkały przez koale i rajskie ptactwo, busz. Ty, „zawołalowana” antypodróżniczka, ja zachłanny na uroki świata „włóczykij” bardzo różnimy się. Cóż, każdy człowiek to bezcenny byt, kreacja niepowtarzalna, wolna, niezależna, mająca prawo na własną modłę żyć, my też. U mnie słońce zaszło, mrok chowa się w kątach domu, cichnie uliczny ruch. Pożegnam Cię, nim dopadnie mnie tęsknota, nostalgia. Czekam tutaj, proszę, napisz kilka słów…
L






7 komentarzy:

  1. Lucynko...czyta się świetnie,każde słowo wiele znaczy. Przywołujesz zakopane w pamięci wspomnienia spod serca. Robi się tęskno...
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Bożenko niezawodna...Ściskam Cię mocno..

      Usuń
  2. Jestem pod wielkim wrażeniem. czytać będę ile czas i oczy pozwolą.Pozdrawiam i całuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję pięknie.. Serdeczności przesyłam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i widzę całe Wasze rodzeństwo, każdego tak jak ja pamiętam! Pięknie - będę zaglądał poczytać.
    Pozdrawiam
    Julek

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszy mnie, że się odezwałeś, zaglądaj jak najczęściej, na Lucy Lech też.. Buziaki dla Was...

    OdpowiedzUsuń