środa, 3 lutego 2021

Rozstania

 


Rozstania bywają bolesne, trudne do przeżycia…
Dla niej najtrudniejsze było tamto pożegnanie sprzed wielu lat, w przedpokoju mieszkania, w którym przeżyli razem wiele burzliwych, bywało, że szczęśliwych, lat. On, z ręcznikiem w rękach, po wyjściu z łazienki, objął ją kurczowo, chciał ją zamknąć w objęciach, nie wypuścić, błagać, przepraszać, usuwał mu się grunt pod nogami. Z zaciśniętej, uwięzionej żalem krtani nie mógł się wydobyć głos. Ona, czuła, że się „łamie”, bo jak tu przekreślić skrawki łączącego ich kiedyś uczucia, uwolniła się z objęć, musiała już iść. „Zostań, nie jedź - prosił, ukradkiem wycierając ręcznikiem wstydliwie, oślepiające oczy łzy. - Ja to się już nie liczę, ale ona, nie możesz”, chciał jej zagrać na matczynych uczuciach. Pokręciła przecząco głową, chwyciła ciężką torbę w ręce, zatrzasnęła drzwi. Zapalił papierosa, zaciągnął się, pokręcił się w kółko, usiadł na krześle, został sam. Z rozpaczą w sercu, zastarzałym krzykiem obijającym się echem o ściany domu, strachem przyczajonym w ramach okien, bezradnością, która odrętwiała go.
Ona szarpała się z ciężką torbą pełną żelastwa zawodowego, przystawała pełna obaw, myśli niespokojnych, że zamyka rozdział życia z miłością już wygasłą, ciągłą szarpaniną, której nie była w stanie dłużej znieść. Pragnęła wolności, odpoczynku, zrzucenia dyktowanych poświęceniem, przyzwoitością, czy sumieniem, pęt. W autobusie odetchnęła głębiej, z zaschniętego emocjami gardła wyszeptała żałośnie, „wyzwoliłam się, czy popełniłam błąd”? W głębi serca wciąż tliła się, podsycana wspomnieniami iskierka miłości, która miała przecież wiecznie trwać. Zardzewiała od zazdrości, depresji, kłopotliwych wydarzeń, tnących jak biczem, bolesnych nie do zapomnienia słów, krzyków rozpaczy, rozsypała się w proch. Ostała się cienka jak mgła nić żalu, tęsknoty za czasem z tamtych odległych, pięknych lat. To było najtrudniejsze dla niej dotychczas rozstanie z człowiekiem, który stanowił dla niej kiedyś cały świat. Otrząsnęła się z ponurych myśli, popatrzyła na pejzaż za oknem, przywołała dobrą, może oszukańczą żyłkę podróżniczą, nęcący ją odpoczynek, ciekawość, co przyniesie życie. Wątpliwości zepchnęła w ciasny serca kąt. Przecież zawsze mogę wrócić, pomyślała i ruszyła za strachem, ale i nadzieją, w daleki, nieznany jej świat. Potem napisała do niego trzy listy, przepraszała, że musiała odejść, chciała mu „osłodzić” samotność, opisywała jak wygląda ten odległy świat. Cieszył się jak dziecko, nadzieja gdzieś tam jeszcze kołatała się. Po czterech latach wróciła do kraju, wahała się, czy go odwiedzić. Ale On już na nią nie czekał, odszedł, tam, gdzie serce już nie boli, a dusza unosi się w przestworzach wolna jak ptak.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz