środa, 15 września 2021

SIOSTRY

 

Trzy siostry, a każda inna. Łączyła je miłość do rodzinnego domu, gniazda, miasta, rodzeństwa i szumiącego lasu, który związany był z ich życiem na „mur”. Muzyka Cajmera usypiała je w dzieciństwie nocą, do tańca porywał je przysłowiowy, wygrywany na grzebieniu walc. Najstarsza, dumna brunetka, niedająca sobie w kaszę dmuchać, piękna przywódczyni „stada”, walczyła z ludzką krzywdą, biedą, niesprawiedliwością. W Jej domu można było się wypłakać, ogrzać, zjeść, dzieliła się kromką chleba, gdy nie miała dwóch. Tworzyła niepowtarzalną atmosferę w domu, uczyła dzieci polskiego, pisała poezje, umiała upichcić z niczego coś, placek na poczekaniu, nawet bez jajka, piekła jak nikt. Wyszła za mąż nie mając siedemnastu lat, owdowiała za wcześnie, oszalała z bólu przeklinała los, który Jej odebrał Go. Jej wrażliwe serce, tak młodo, na obczyźnie, nocą, w samotności, przestało bić.
Ta Najmłodsza z sióstr, filigranowa blondynka o niezłomnym charakterze, modlitewna, znosiła do domu bezpańskie koty, psa, jeża, z pięściami ruszyła pod bat woźnicy broniąc konia niezdolnego pociągnąć przeładowany wóz. Za bary wyrzuciła z klasy dryblasa ucznia, który jej przeszkadzał w lekcji, a potem kłaniał się Jej w pas. Pijaka, który chciał od niej kupić wódkę nocą myląc jej drzwi z meliną, wypchnęła za próg. Nie odmówiła pomocy potrzebującym, pomagała się podnieść „upadłym”, chociaż nie roniła łez na kiwnięcie palcem, miłosierdzie pod właściwy adres kierowało Ją. Z umysłem jak brzytwa rozwiązywała najbardziej zawiłe zadania w mig, które bez wahania dawała ściągać każdemu, kto chciał. Gotowała najlepszy bigos i zupy, kochała taniec i film. Umiała słuchać, pocieszyć, postawić do pionu też.
Ta Średnia, co bała się panicznie myszy, tłumu i ciemności, skromna, cicha, nieśmiała chorobliwie marzycielka, chowała się przed bólem, krzykiem, biciem w najciemniejszy, jej tylko znany, kąt. Dziwaczka, chowała listy, stary szalik, muszle do szuflady, kotlety do tatowych butów, na potem, krzyczała wniebogłosy, gdy trzeba było głowę myć. Wielbiła słuchać opowieści o duchach, ludzkich losach, tajemniczych miejscach. Placki ziemniaczane i zupy mogła codziennie jeść. Mała, chuda, bladolica marzyła o zwiedzaniu świata, co spełniło jej się jak proroczy sen. Jesienią, sama, jeździła po Europie, podekscytowana, podziwiała cudności architektoniczne i naturę osobliwą, ludzi, ich obyczaje poznawała na migi. Potem statki, morza, oceany pokochała za ich ogrom, siłę, w pamięci zapisywała drobnym druczkiem każdy ląd i poznany z bliska, świata kąt.
Najmłodsza zakotwiczyła się w rodzinnym „gnieździe”, z lasem, grobami bliskich, historią, wspomnieniami z Pięknej, kasztanem, który wyciął ktoś. Brunetka, Najstarsza, usadowiona „za miedzą”, u niej znajdowała namiastkę Domu, wsparcie w trudnych czasach, wyznania rozmowy, „biesiady” ciągnęły się długo w noc. Średnia, stęskniona za Rodziną, dołączała do nich w każde Święta, dla wytchnienia, nabrania wiatru w skrzydła, lasu, te spotkania dla niej to był rodzinnej miłości i bliskości szczyt. Cudne spacery głowaczowskim lasem, były „gwoździem” programu dla trzech sióstr. Teraz już się nie spotkają, Najstarsza dawno odeszła za kres horyzontu, W sercu Średniej wciąż miłość siostrzana się tli. Spogląda na statki leniwie dryfujące po oceanie, warkot samolotów na błękitnym niebie tworzy złudę odlotu do rodzinnych stron.
Najmłodsza wciąż trzyma siostrzany front, może czeka, ma nadzieję, że u niej, tam, daleko, gdzieś, na ziemi, czy w niebie, we trzy znów spotkają się?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz